poniedziałek, 30 maja 2011

Parapetowe satysfakcje

Taka moja mała frajda - zakwitł pierwszy amarylis! Jak szybko...

Tak przecież było jeszcze niedawno, 2 maja:


11 maja przybyły jeszcze dwie cebule (i wszystkie trafiły do większych donic):


23 maja wyglądały już tak:


27-ego już zaczerwienił się pąk...:


... a 3 dni później - tadaaam!:



Jak dla mnie - wspaniały, nie mogę się doczekać, kiedy rozkwitną wszystkie! No, i po cichu zastanawiam się, czy równie szybko przekwitnie, ale miałam się nie martwić na zapas! :)

niedziela, 29 maja 2011

Se leżało...

W samochodzie Mężczyzny znalazłam takie coś...


Zardzewiałą, starą kamerę. Po co? Na co? Dlaczego? Nie wiem. Ot, kolejny męski przydaś. Ale kolory przecudne, prawda? :)

wtorek, 24 maja 2011

Piesek na działce

Oczywiście pieskowe fotki na działce to podstawa. Obie tu odpoczywamy od miasta, ona ma to udokumentowane. :) Może odpoczywać w trawie, spacerować, nawet trochę popływać, a gdyby bywała tu częściej, nie raz na pół roku, pewnie z przyjemnością też by stróżowała, do tego jest stworzona. Na razie jednak pilnuje tylko mnie (w chwilach, kiedy jej to pasuje oczywiście) a głównie korzysta z wolności i przestrzeni. W sumie ja też korzystam (niestety poza pływaniem, bo wąziutka mulista rzeczka z wodą do pasa to trochę za mało), ale ona jest znacznie bardziej fotogeniczna ;)))




Hovkowe futro po namoczeniu wygląda jak rozplecione drobniutkie warkoczyki, jednocześnie mocno się stroszy, więc Piesek przez parę godzin wygląda jak szafa gdańska :)))


Nie odmówiłam sobie sfotografowania przy okazji ponownie moich kochanych iw:


Mój kochany mopek :))


Powrót przez pole mniszków


I znów na podwórku


Trudno się opalać, gdy ktoś dyszy nad głową "a może znów pójdziemy nad rzeczkę?..."


Druga cecha hovków - zagryzanie :))) u Pieska zwłaszcza w chwilach zafrapowania, gdy nie wie co powiedzieć:


I ostatnie, w świetle zachodzącego słońca (na własne życzenie, bo usiłowałam zrobić fotkę dmuchawcom)

Wypadu na działkę ciąg dalszy

O tej porze roku kapitalnie wyglądają pola - pozornie zwykłe zielone płaszczyzny, ale tyle tych odcieni, że w głowie się kręci: ciemniejsze i jaśniejsze, cieplejsze i chłodniejsze, czystsze i stłumione, gładkie i poszarpane... pełen wypas ;)




Robią wrażenie też wschodzące rośliny, czasem w równych jak pod linijkę rzędach, czasem łagodnymi łukami wzdłuż drogi. Pięknie wyglądają zwłaszcza na początek i koniec dnia, gdy słońce już nisko, podkreśla bruzdy ziemi. Jest w tym "coś", może ten porządek działa uspokajająco, a może jakiś powiew optymizmu w rosnącej zieleni... nie wiem, po prostu odpoczywam, gdy na to patrzę.








Co dzień wszystko się zmienia, już niedługo będą wyglądały zupełnie inaczej...

Wiosenny wypad na działkę

W połowie maja udało nam się (z Pieskiem, Mężczyzna został w domu) wyskoczyć na weekend do rodzinki na działkę. Pogoda nie rzucała na kolana, ale było ciepło i nie padało, jak na tegoroczną, późną wiosnę całkiem nieźle.


Było już dość późno, więc pierwszego dnia pstryknęłam właściwie tylko jedną fotkę - swojej kolacji, która tak apetycznie prezentowała się na stole: ;))


Potem wieczorny spacer... cisza, spokój i niebo pełne gwiazd. Wiele tracimy w miastach, gdzie wciąż świecą jakieś światła - gwiazd prawie nie widać. Dopiero tutaj, na odludziu, można napaść oczy takimi widokami. Zwłaszcza zimą jest pięknie, gdy gwiazdy wiszą między pustymi gałęziami drzew... Może kiedyś zabiorę statyw i uda się zrobić jakąś sensowną fotę?

Jednak mój kompakcik nadaje się najbardziej do robienia zdjęć w dobrych warunkach... Następnego dnia obleciałam więc chałupę polując na wszystko co rośnie i kwitnie w słońcu - wybrałam kilka, może będzie okazja porównać jak się zmieniły za miesiąc:





Mayli, rabarbar dla Ciebie. :) Mnie oczarował tym swoim delikatnym kolorem kwiatów i drobniutką strukturą, w kontraście do wielkich, zielonych, wręcz obcesowych liści:



I jeszcze działkowy pieszczoch-leniwiec :))


Poza "posesją" widoczki typowo polskie: bociany, wierzby rosochate wzdłuż piaszczystych dróg i mniszki...

(pierwszy raz udało mi się zrobić w miarę ostre zdjęcie lecącego ptaszyska (może dlatego, że duży był ;))


I oczywiście wierzby, bez których trudno mi wyobrazić sobie Mazowsze:


Mniszki - miejscami jeszcze obłędnie żółte, gdzie indziej połacie dmuchawców, które zwłaszcza prześwietlone słońcem wyglądają jak małe żaróweczki :)




To zdjęcie lubię szczególnie, podoba mi się porównanie rozsianych w trawie białych dmuchawców na dole i ciemnych liści na górze, chociaż możliwe, że tylko ja to widzę :)))


W domku też tradycyjnie, po polsku i działkowo - gorące ziemniaczki, zwane przez niektórych pyrkami lub kartoflami - nieodmiennie pyszne, parujące, lekko dosolone po wierzchu. Te zostały pożarte z młodą kapustą, pycha! tym bardziej, że przyszłam na gotowe :)))

środa, 18 maja 2011

Muszę popracować nad charakterem...

Znów dałam się namówić, chociaż nie powinnam tak łatwo ustępować, nawet samej sobie. Oczywiście chodzi o zakup koralików - niestety do takich "rękodzielnych" pierdółek mam straszną słabość... Miałam poświęcić czas na zaległości innego rodzaju, a tu proszę: trafiła się okazja, no cóż, grzech nie skorzystać. :)

Ale na razie, zanim wybiorę i zamówię konkretne koraliki, zanim przerobię je na coś konkretnego, mogę tylko pokazać poprzednie prace. Głównie to kolczyki, trochę wisiorków...





Ach, przy okazji grzebania w fotkach znalazłam też trochę zdjęć prezentów gwiazdkowych, które przygotowałam na ostatnie święta dla rodzinki i znajomych. Od kilku lat robię prezenty własnoręcznie. Nie są to prace wysokich lotów, ale zazwyczaj się podobają i chyba fakt, że ktoś sam coś wymyślił i zrobił, zamiast kupić gotowca robi pewne wrażenie. Część wstawiłam w postach w lutym i marcu, resztę może stopniowo, dla pamięci, z czasem pouzupełniam.

bóle pleców a pokrewieństwo dusz

Mężczyznę bolą plecy... Nagle coś go połamało, ból wlazł gdzieś na wysokości łopatek i pójść sobie nie chce. Na razie nasmarowałam go Fastum, ułożyłam poduchy na kanapie i czekamy. W nocy jeszcze kręcił się po łóżku, przewracał z boku na bok jakby mu ktoś za to płacił, a teraz nawet głowy nie może za bardzo obrócić. Bidny taki, trochę nadrabia miną jak to typowy przedstawiciel macho, ale widzę, że cierpi, no i martwi się oczywiście co to będzie, czy długo będzie, i czy znów będzie...

Ale ciekawe jest w tym wszystkim to, że złapało go nagle, jakieś 5 minut po wpisaniu przeze mnie na listę spraw do zrobienia nowego punktu: "trzepanie dywanów"!

Kartki nie widział, więc nie udaje - telepatia, czy co??

sobota, 14 maja 2011

przekwitają...

Tulipany od Mężczyzny - okazały się nawet jak na tulipany wyjątkowo trwałe, a jednocześnie dzikie i niesforne. Zwłaszcza ich przekwitanie okazało się zaskakujące, jak starsza pani farbująca sobie włosy na fioletowo. Nieodmiennie mnie - wiem, powtarzam się, ale nie umiem się powstrzymać - zachwycają:




Wspaniałe, prawda?