Taka moja mała frajda - zakwitł pierwszy amarylis! Jak szybko...
Tak przecież było jeszcze niedawno, 2 maja:
11 maja przybyły jeszcze dwie cebule (i wszystkie trafiły do większych donic):
23 maja wyglądały już tak:
27-ego już zaczerwienił się pąk...:
... a 3 dni później - tadaaam!:
Jak dla mnie - wspaniały, nie mogę się doczekać, kiedy rozkwitną wszystkie! No, i po cichu zastanawiam się, czy równie szybko przekwitnie, ale miałam się nie martwić na zapas! :)
poniedziałek, 30 maja 2011
niedziela, 29 maja 2011
Se leżało...
W samochodzie Mężczyzny znalazłam takie coś...
Zardzewiałą, starą kamerę. Po co? Na co? Dlaczego? Nie wiem. Ot, kolejny męski przydaś. Ale kolory przecudne, prawda? :)
Zardzewiałą, starą kamerę. Po co? Na co? Dlaczego? Nie wiem. Ot, kolejny męski przydaś. Ale kolory przecudne, prawda? :)
wtorek, 24 maja 2011
Piesek na działce
Oczywiście pieskowe fotki na działce to podstawa. Obie tu odpoczywamy od miasta, ona ma to udokumentowane. :) Może odpoczywać w trawie, spacerować, nawet trochę popływać, a gdyby bywała tu częściej, nie raz na pół roku, pewnie z przyjemnością też by stróżowała, do tego jest stworzona. Na razie jednak pilnuje tylko mnie (w chwilach, kiedy jej to pasuje oczywiście) a głównie korzysta z wolności i przestrzeni. W sumie ja też korzystam (niestety poza pływaniem, bo wąziutka mulista rzeczka z wodą do pasa to trochę za mało), ale ona jest znacznie bardziej fotogeniczna ;)))
Hovkowe futro po namoczeniu wygląda jak rozplecione drobniutkie warkoczyki, jednocześnie mocno się stroszy, więc Piesek przez parę godzin wygląda jak szafa gdańska :)))
Nie odmówiłam sobie sfotografowania przy okazji ponownie moich kochanych iw:
Mój kochany mopek :))
Powrót przez pole mniszków
I znów na podwórku
Trudno się opalać, gdy ktoś dyszy nad głową "a może znów pójdziemy nad rzeczkę?..."
Druga cecha hovków - zagryzanie :))) u Pieska zwłaszcza w chwilach zafrapowania, gdy nie wie co powiedzieć:
I ostatnie, w świetle zachodzącego słońca (na własne życzenie, bo usiłowałam zrobić fotkę dmuchawcom)
Hovkowe futro po namoczeniu wygląda jak rozplecione drobniutkie warkoczyki, jednocześnie mocno się stroszy, więc Piesek przez parę godzin wygląda jak szafa gdańska :)))
Nie odmówiłam sobie sfotografowania przy okazji ponownie moich kochanych iw:
Mój kochany mopek :))
Powrót przez pole mniszków
I znów na podwórku
Trudno się opalać, gdy ktoś dyszy nad głową "a może znów pójdziemy nad rzeczkę?..."
Druga cecha hovków - zagryzanie :))) u Pieska zwłaszcza w chwilach zafrapowania, gdy nie wie co powiedzieć:
I ostatnie, w świetle zachodzącego słońca (na własne życzenie, bo usiłowałam zrobić fotkę dmuchawcom)
Wypadu na działkę ciąg dalszy
O tej porze roku kapitalnie wyglądają pola - pozornie zwykłe zielone płaszczyzny, ale tyle tych odcieni, że w głowie się kręci: ciemniejsze i jaśniejsze, cieplejsze i chłodniejsze, czystsze i stłumione, gładkie i poszarpane... pełen wypas ;)
Robią wrażenie też wschodzące rośliny, czasem w równych jak pod linijkę rzędach, czasem łagodnymi łukami wzdłuż drogi. Pięknie wyglądają zwłaszcza na początek i koniec dnia, gdy słońce już nisko, podkreśla bruzdy ziemi. Jest w tym "coś", może ten porządek działa uspokajająco, a może jakiś powiew optymizmu w rosnącej zieleni... nie wiem, po prostu odpoczywam, gdy na to patrzę.
Co dzień wszystko się zmienia, już niedługo będą wyglądały zupełnie inaczej...
Robią wrażenie też wschodzące rośliny, czasem w równych jak pod linijkę rzędach, czasem łagodnymi łukami wzdłuż drogi. Pięknie wyglądają zwłaszcza na początek i koniec dnia, gdy słońce już nisko, podkreśla bruzdy ziemi. Jest w tym "coś", może ten porządek działa uspokajająco, a może jakiś powiew optymizmu w rosnącej zieleni... nie wiem, po prostu odpoczywam, gdy na to patrzę.
Co dzień wszystko się zmienia, już niedługo będą wyglądały zupełnie inaczej...
Wiosenny wypad na działkę
W połowie maja udało nam się (z Pieskiem, Mężczyzna został w domu) wyskoczyć na weekend do rodzinki na działkę. Pogoda nie rzucała na kolana, ale było ciepło i nie padało, jak na tegoroczną, późną wiosnę całkiem nieźle.
Było już dość późno, więc pierwszego dnia pstryknęłam właściwie tylko jedną fotkę - swojej kolacji, która tak apetycznie prezentowała się na stole: ;))
Potem wieczorny spacer... cisza, spokój i niebo pełne gwiazd. Wiele tracimy w miastach, gdzie wciąż świecą jakieś światła - gwiazd prawie nie widać. Dopiero tutaj, na odludziu, można napaść oczy takimi widokami. Zwłaszcza zimą jest pięknie, gdy gwiazdy wiszą między pustymi gałęziami drzew... Może kiedyś zabiorę statyw i uda się zrobić jakąś sensowną fotę?
Jednak mój kompakcik nadaje się najbardziej do robienia zdjęć w dobrych warunkach... Następnego dnia obleciałam więc chałupę polując na wszystko co rośnie i kwitnie w słońcu - wybrałam kilka, może będzie okazja porównać jak się zmieniły za miesiąc:
Mayli, rabarbar dla Ciebie. :) Mnie oczarował tym swoim delikatnym kolorem kwiatów i drobniutką strukturą, w kontraście do wielkich, zielonych, wręcz obcesowych liści:
I jeszcze działkowy pieszczoch-leniwiec :))
Poza "posesją" widoczki typowo polskie: bociany, wierzby rosochate wzdłuż piaszczystych dróg i mniszki...
(pierwszy raz udało mi się zrobić w miarę ostre zdjęcie lecącego ptaszyska (może dlatego, że duży był ;))
I oczywiście wierzby, bez których trudno mi wyobrazić sobie Mazowsze:
Mniszki - miejscami jeszcze obłędnie żółte, gdzie indziej połacie dmuchawców, które zwłaszcza prześwietlone słońcem wyglądają jak małe żaróweczki :)
To zdjęcie lubię szczególnie, podoba mi się porównanie rozsianych w trawie białych dmuchawców na dole i ciemnych liści na górze, chociaż możliwe, że tylko ja to widzę :)))
W domku też tradycyjnie, po polsku i działkowo - gorące ziemniaczki, zwane przez niektórych pyrkami lub kartoflami - nieodmiennie pyszne, parujące, lekko dosolone po wierzchu. Te zostały pożarte z młodą kapustą, pycha! tym bardziej, że przyszłam na gotowe :)))
Było już dość późno, więc pierwszego dnia pstryknęłam właściwie tylko jedną fotkę - swojej kolacji, która tak apetycznie prezentowała się na stole: ;))
Potem wieczorny spacer... cisza, spokój i niebo pełne gwiazd. Wiele tracimy w miastach, gdzie wciąż świecą jakieś światła - gwiazd prawie nie widać. Dopiero tutaj, na odludziu, można napaść oczy takimi widokami. Zwłaszcza zimą jest pięknie, gdy gwiazdy wiszą między pustymi gałęziami drzew... Może kiedyś zabiorę statyw i uda się zrobić jakąś sensowną fotę?
Jednak mój kompakcik nadaje się najbardziej do robienia zdjęć w dobrych warunkach... Następnego dnia obleciałam więc chałupę polując na wszystko co rośnie i kwitnie w słońcu - wybrałam kilka, może będzie okazja porównać jak się zmieniły za miesiąc:
Mayli, rabarbar dla Ciebie. :) Mnie oczarował tym swoim delikatnym kolorem kwiatów i drobniutką strukturą, w kontraście do wielkich, zielonych, wręcz obcesowych liści:
I jeszcze działkowy pieszczoch-leniwiec :))
Poza "posesją" widoczki typowo polskie: bociany, wierzby rosochate wzdłuż piaszczystych dróg i mniszki...
(pierwszy raz udało mi się zrobić w miarę ostre zdjęcie lecącego ptaszyska (może dlatego, że duży był ;))
I oczywiście wierzby, bez których trudno mi wyobrazić sobie Mazowsze:
Mniszki - miejscami jeszcze obłędnie żółte, gdzie indziej połacie dmuchawców, które zwłaszcza prześwietlone słońcem wyglądają jak małe żaróweczki :)
To zdjęcie lubię szczególnie, podoba mi się porównanie rozsianych w trawie białych dmuchawców na dole i ciemnych liści na górze, chociaż możliwe, że tylko ja to widzę :)))
W domku też tradycyjnie, po polsku i działkowo - gorące ziemniaczki, zwane przez niektórych pyrkami lub kartoflami - nieodmiennie pyszne, parujące, lekko dosolone po wierzchu. Te zostały pożarte z młodą kapustą, pycha! tym bardziej, że przyszłam na gotowe :)))
piątek, 20 maja 2011
środa, 18 maja 2011
Muszę popracować nad charakterem...
Znów dałam się namówić, chociaż nie powinnam tak łatwo ustępować, nawet samej sobie. Oczywiście chodzi o zakup koralików - niestety do takich "rękodzielnych" pierdółek mam straszną słabość... Miałam poświęcić czas na zaległości innego rodzaju, a tu proszę: trafiła się okazja, no cóż, grzech nie skorzystać. :)
Ale na razie, zanim wybiorę i zamówię konkretne koraliki, zanim przerobię je na coś konkretnego, mogę tylko pokazać poprzednie prace. Głównie to kolczyki, trochę wisiorków...
Ach, przy okazji grzebania w fotkach znalazłam też trochę zdjęć prezentów gwiazdkowych, które przygotowałam na ostatnie święta dla rodzinki i znajomych. Od kilku lat robię prezenty własnoręcznie. Nie są to prace wysokich lotów, ale zazwyczaj się podobają i chyba fakt, że ktoś sam coś wymyślił i zrobił, zamiast kupić gotowca robi pewne wrażenie. Część wstawiłam w postach w lutym i marcu, resztę może stopniowo, dla pamięci, z czasem pouzupełniam.
Ale na razie, zanim wybiorę i zamówię konkretne koraliki, zanim przerobię je na coś konkretnego, mogę tylko pokazać poprzednie prace. Głównie to kolczyki, trochę wisiorków...
Ach, przy okazji grzebania w fotkach znalazłam też trochę zdjęć prezentów gwiazdkowych, które przygotowałam na ostatnie święta dla rodzinki i znajomych. Od kilku lat robię prezenty własnoręcznie. Nie są to prace wysokich lotów, ale zazwyczaj się podobają i chyba fakt, że ktoś sam coś wymyślił i zrobił, zamiast kupić gotowca robi pewne wrażenie. Część wstawiłam w postach w lutym i marcu, resztę może stopniowo, dla pamięci, z czasem pouzupełniam.
bóle pleców a pokrewieństwo dusz
Mężczyznę bolą plecy... Nagle coś go połamało, ból wlazł gdzieś na wysokości łopatek i pójść sobie nie chce. Na razie nasmarowałam go Fastum, ułożyłam poduchy na kanapie i czekamy. W nocy jeszcze kręcił się po łóżku, przewracał z boku na bok jakby mu ktoś za to płacił, a teraz nawet głowy nie może za bardzo obrócić. Bidny taki, trochę nadrabia miną jak to typowy przedstawiciel macho, ale widzę, że cierpi, no i martwi się oczywiście co to będzie, czy długo będzie, i czy znów będzie...
Ale ciekawe jest w tym wszystkim to, że złapało go nagle, jakieś 5 minut po wpisaniu przeze mnie na listę spraw do zrobienia nowego punktu: "trzepanie dywanów"!
Kartki nie widział, więc nie udaje - telepatia, czy co??
Ale ciekawe jest w tym wszystkim to, że złapało go nagle, jakieś 5 minut po wpisaniu przeze mnie na listę spraw do zrobienia nowego punktu: "trzepanie dywanów"!
Kartki nie widział, więc nie udaje - telepatia, czy co??
sobota, 14 maja 2011
przekwitają...
Tulipany od Mężczyzny - okazały się nawet jak na tulipany wyjątkowo trwałe, a jednocześnie dzikie i niesforne. Zwłaszcza ich przekwitanie okazało się zaskakujące, jak starsza pani farbująca sobie włosy na fioletowo. Nieodmiennie mnie - wiem, powtarzam się, ale nie umiem się powstrzymać - zachwycają:
Wspaniałe, prawda?
Wspaniałe, prawda?
Subskrybuj:
Posty (Atom)