niedziela, 29 stycznia 2012

Wołowinka

Znów zachciało mi się bitek - nie wychodzą mi wprawdzie takie rozpływające się w ustach jak w domu, ale podobno ćwiczenie czyni mistrza. Przepis prosty, ale diabeł tkwi w szczegółach - dobre mięso, dobre rozbicie, długi czas gotowania... ale warto poćwiczyć. Kiedyś z mięs wybierałam na obiad tylko wieprzowinę i kurczaki. Teraz wybieram wołowinę i indyka - mają lepszy zapach, mięso jest smaczniejsze, a przyznaję, że informacja, że nie są tak pędzone hormonami jak tamte, też ma duże znaczenie.

Mój przepis: chudą wołowinę pokroić w cienkie plastry, rozbić tłuczkiem, oprószyć mąką i obsmażyć na w głębokim rondlu (można na zwykłej patelni, a potem przełożyć do garnka, ale ja nie lubię brudzić zbyt wielu naczyń). Obsmażyć pokrojoną w półplasterki cebulkę i parę ząbków czosnku, dodać do mięsa, dodać też sól, pieprz, 2-3 listki laurowe i kilka ziaren ziela angielskiego, zalać wodą. Dusić pod przykryciem aż mięso zmięknie, zwykle ok. 40 min. Można sos zagęścić zasmażką - rozpuścić łyżkę masła na patelni, dodać łyżkę mąki, rozmieszać i zaprawić paroma łyżkami wody lub wystudzonego sosu z mięsa. Od razu dodać do garnka i wymieszać. Dobre z kaszą gryczaną, ale ja jestem zdeklarowanym amatorem pieczywa...




środa, 18 stycznia 2012

Dobre uczynki

Ha! Namówiłam cioteczkę i wujaszka na przyjęcie psiaka na dom tymczasowy. Mała szczeniara ze stodoły, bezdomna, jej mama gdzieś się zapodziała... ktoś ją wprawdzie dokarmiał, ale lada chwila pewnie wylądowałaby gdzieś we wsi na łańcuchu, albo pod kołami samochodu. A ciotkostwo mają dobre serca, doświadczenie z psami i pusty dom, bo rok wcześniej stracili swoją ukochaną sunię.  Jednak nie byłam pewna, czy się zgodzą, ale udało się. Mała będzie bezpieczna. Zadzwoniłam do ludzi, którzy maleńką wypatrzyli - przywoźcie do Wawki!

No i taki brudasek trafił w moje ręce - przerażony, szary z brudu. Takie psie biedactwo. Ale gdy spojrzała mi w oczy i nieśmiało pomerdała ogonkiem, wiedziałam, że będzie dobrze. Wiedziałam, że szybko zapadnie swoim nowym opiekunom w serca, i kto wie, może tymczas zmieni się w stały domek?...



Po wizycie u weta i postawieniu na dywan mała z małego przerażonego biedactwa zmieniła się w bardzo śmiałą, radosną dziewczynkę, która błyskawicznie poczuła się jak u siebie. Nawet kąpiel jej nie przestraszyła, mała otrzepała się, przespała trochę pod koszulą swojego nowego pańcia i dalej do zabawy. Mnie sobie kupiła od razu... ;))





niedziela, 8 stycznia 2012

Rybsko...

podobno zdrowe, a na pewno niesamowicie piękne... Te kolory, ten błysk! Naprawdę budzą mój zachwyt. A pomyśleć, że kiedyś nie miałam nawet ochoty nawet spróbować - bo taka tłusta!  Pierwszy raz spróbowałam po czterdziestce. I doceniłam, nie tylko piękno, ale i smak. I wprawdzie nic nie przeskoczy wspomnień o rybkach łowionych na spływach i pieczonych na ognisku, to łososia naprawdę polecam - pieczony, smażony... nie warto czekać do czterdziestki. ;)