poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Wołowinka

W porach, czy w warzywach... sposób jeden - najpierw mięso obsmażamy, potem dodajemy warzywa i przyprawy, zalewamy gorącą wodą i dusimy na małym ogniu, pod przykryciem. Długo trwa, ale dzięki temu mięso będzie soczyste i miękkie.

Moim zdaniem - w warzywach jest lepsza, w porach ładniejsza.  :) 




środa, 18 kwietnia 2012

Gotowanie

Chyba jednak nie lubię. Chociaż bardzo lubię oglądać programy kulinarne, zbieram przepisy, i MYŚLĘ, że chciałabym gotować. Nawet miewam napady planowania i robienia ambitnych zakupów - wtedy próbuję coś wspaniałego upichcić.

Ale po fakcie zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę znów "padłam ofiarą reklamy", bo tak naprawdę zwyczajnie nie mam cierpliwości. Dlatego coraz częściej jeśli czegoś próbuję, jeśli zapisuję jakiś przepis, to są to najczęściej proste potrawy, szybkie, często jednogarnkowe. Nie wymagające specjalnych przygotowań, tajemnych składników... Z drugiej strony jeśli takie jedzonko wychodzi, to sprawia mi satysfakcję i znów kombinuję, jak fajnie byłoby umieć gotować!

Tym razem zachciało mi się potrawki z kurczaka. Długi czas każde gotowane mięso mnie nie zachęcało do jedzenia. Począwszy od sztandarowej sztuki mięsa w sosie chrzanowym, której wspomnienie z dzieciństwa odrzucało, pomysł tego typu "obróbki cieplnej" kojarzył mi się z mięsem włóknistym, sucho-wodnistym i mało estetycznym. Dopóki nie zmobilizowałam się do szukania czegoś co zastąpi smażelinę.

Potrawkę robi się o tyle prosto, że chociaż wymaga trochę pracy to jest jedną z potraw, którą można przyprawiać pod koniec, więc nie ma dużego ryzyka, że coś się sknoci. No i można przygotować wcześniej.

Bierzemy kawałki kurczaka - ja najczęściej biorę biuścik i udko, ale może to być właściwie cokolwiek - zalewamy wodą, gotujemy. Na wodzie pojawia się "szum", więc wylewamy tę wodę do zlewu, zalewamy kurczaka nową, dodajemy przyprawy (ja robię w dwóch wersjach: 1 - pieprz, sól, włoszczyzna, zioła; 2 - sól, curry, papryka słodka i ostra, odrobina imbiru) - przypraw nie za dużo, bo doprawimy ostatecznie po odparowaniu rosołu - i znów gotujemy, tym razem do miękkości.
Wyjmujemy mięso. Rosół dalej gotujemy, żeby odparować nadmiar wody, a z mięsa zdejmujemy skórę i  wyjmujemy kości, kroimy na kawałki (tak, żeby można było jeść samym widelcem), przykrywamy, żeby nie wyschło. Odlewamy trochę rosołu i studzimy. Pora wstawić ryż (pasuje najbardziej).
Robimy zasmażkę - łyżkę masła rozpuszczamy na patelni, dodajemy łyżkę mąki i mieszamy, żeby nie było grudek. Potem dodajemy po trochu wystudzony rosół i mieszamy. Gdy zacznie gęstnieć dodajemy zasmażkę do rosołu, wrzucamy mięso. Jeśli potrzeba doprawiamy i razem podgrzewamy.



sobota, 14 kwietnia 2012

Tulipany po raz enty...

Nic na to nie poradzę, jestem uzależniona. Przychodzi wiosna i nie umiem sobie odmówić kupienia bukietu. A potem cieszę oczy ich życiem, krótkim, ale jakże niesamowitym.

Gdzieś kiedyś już to pisałam... Dlaczego niesamowity? bo tak pięknie się starzeje. A jeszcze zanim się zestarzeje, tak pięknie żyje. Nie ogranicza się do rozkładania płatków i przekwitania - on wyciąga się do słońca, skręca, rośnie, wygina się, kombinuje... bo trzeba umieć żyć, życie jest z każdym dniem krótsze.

Carpe diem!











wtorek, 10 kwietnia 2012

Fascynujący świat w szklance

Mężczyzna kocha fusówkę - herbata w torebkach zalatuje mu opakowaniem... I choć mycie szklanki potem jest trochę upierdliwe, to przyglądanie się fusom naprawdę wciąga!

To dżungla, ruiny, baletnice i cyrkowcy, anioły i smoki...

W każdym razie mnie herbata mnie fascynuje... szczególnie w kwietniu, gdy słońce znów wpada na stół. Do października jeszcze nim się zdążę nacieszyć, ale pierwsze wiosenne promienie w mieszkaniu dodają mi energii i chęci do życia. Ostatnio u mnie rzadki objaw. Chociaż trzeba przyznać, że po tygodniu łykania żelaza moja twarz i usta nabrały wreszcie trochę koloru!






poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Anemiczka

W kooońcu poszłam do lekarza. Głupio było tak po prostu powiedzieć: "nic mi nie jest, po prostu słabo się czuję...". W końcu udało mi się wypowiedzieć coś więcej, popękana wszędzie skóra, totalne rozkojarzenie itd. zebrane razem mają pewne znaczenie. Ale najciekawsze były wyniki - jakaś większa niedokrwistość. Pan doktor bez słowa po prostu wypisał mi skierowanie do szpitala na pełne badania.

Ale jak? A pies? A inne sprawy?... Pomijając zwykłą panikę.

- Jakaś alternatywa?
- Tak, hematolog. Ale przy takich wynikach radzę dokładnie sprawdzić skąd taka anemia się wzięła, bo to nie zabawa.
- Dobrze, zastanowię się.

Wyszłam z dwoma skierowaniami.
I poszłam do hematologa.
Do szpitala w razie czego jeszcze zdążę.