środa, 4 maja 2011

Kochany tatuś

Dzwoni dzisiaj rano mój kochany tatuś i pyta:

- Kaś, masz może jeszcze tę dużą zieloną torbę?
- Mam.
- A możesz mi ją podrzucić? (mieszkamy parę przystanków od siebie, ale to dziwne pytanie, jednak wciąż mnie nic nie tknęło).
- Oj, nie, właśnie umyłam włosy.
- A za godzinkę?
- Hmm, musiałabym wysuszyć je suszarką, ale będę się potem męczyć z tym sianem przez miesiąc. A co się stało?
- A nic. Będę musiał pójść na kilka dni do szpitala.
- ??? (Co takiego?!)
- No, właśnie kardiolog mi powiedział, że mają mi wszczepić rozrusznik.

Zdębiałam. Mój ojciec zwyczajnie nie bywa w szpitalach! To taki zdrowy, twardy typ, przedwojenny. To prawda, lata lecą, nie bez efektów, człek spodziewa się, że kiedyś, coś takiego może się wydarzyć, ale przecież nie dzisiaj, nie w tym tygodniu, nie w najbliższym dziesięcioleciu!...

No i ten jego spokój! Pożyczysz mi torbę?... Cholera. Wiem, że się denerwuje, słyszę to w głosie (w końcu znamy się już prawie pół wieku), ale oczywiście musi udawać twardziela. Bo tak. Co gorsza, mam wrażenie, że Mężczyzna to podobny typ, więc takie zaskakujące przeżycia pewnie mnie jeszcze czekają.

Bardzo kocham swojego ojca. Zawsze był przy mnie, w wielu trudnych chwilach. A nawet gdy go nie było, to 'wiedziałam', że jest jedyną osobą, która zrobiłaby dla mnie wszystko.

A ja mu odmówiłam przywiezienia torby! Można się zdenerwować...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz