poniedziałek, 28 listopada 2011

Żarełko

Nakupiłam trochę ogórków, poczułam nieodpartą chęć odegnania jesieni, a raczej zatrzymania choć na chwilę jej bardziej kolorowych dni i nakupiłam ogórków, cebuli, włoszczyzny, jabłek z ambitnym (jak na mnie) planem przygotowania czegoś na zimną, ciemną i smutną zimę.




Ogórki na sałatkę, jabłka na szarlotkę... a na koniec dnia w nagrodę grzanki - oczywiście z rozpędu nie pomyślałam, że nie samą zieleniną człowiek żyje, zapomniałam, że lodówka pusta, więc grzanki skromne - tylko cebulka i żółty ser... ale odrobina aromatycznych przypraw i zaczęły wyglądać obiecująco.



Teraz tylko zapiec, poczekać aż ser zacznie spływać i... pożarliśmy w parę sekund, aż żałowałam, że tak mało było. :)

Ach,  i mam też coś na rozgrzewkę, a jakoś nie miałam okazji się "pochwalić" - odrobinę słońca zaklętą w słoikach - nie wygląda zbyt pięknie, ale uwierzcie: ich aromat, smak potrafi zawrócić w głowie! Niektóre już napoczęte, nawet solidnie, ale cóż począć, że nie mogłam smaku złapać? Pachnący, słooodki, prawdziwy, polski miód.


Rzepakowy, gryczany, wieloowocowy, lipowy, akacjowy, malinowy, faceliowy... Chociaż pojęcia nie mam, czym u licha są te facelie???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz