Już pod domem, po pięknym słonecznym dniu z nieba lunął deszcz. Tłum warszawiaków próbujących schronić się przed kroplami wody. Ja już i tak mokra, a przede mną czerwone światło, więc jest mi już wszystko jedno, wolno dochodzę do skrzyżowania... A naprzeciwko widzę idącego równie niespiesznym krokiem młodego faceta - mija mnie i słyszę jak teatralnym szeptem mówi
"... szosą szedł suchy ... "
Reszta tekstu zniknęła w zwiększającej się między nami przestrzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz