wtorek, 18 października 2011

Jeść jedzenie... cd.

Zrobiło się trochę chłodniej, więc Mężczyzna wymyślił, żeby zrobić nalewkę tybetańską:
35 dag obranego czosnku przecisnąć przez praskę i zalać 300 ml spirytusu. Zamknąć w słoiku i przechowywać w chłodnym, ciemnym miejscu przez 10 dni, co jakiś czas mieszając. Potem przecedzić przez gazę, zakorkować. Po 3 dniach eliksir jest gotowy. A potem zaczyna się zabawa: miksturę wypijamy 3 razy dziennie, zaczynając od 1 (słownie: jednej!) kropli, zwiększając o jedną przy każdym posiłku - czyli pierwszego dnia wypijamy kroplę do śniadania, dwie krople do obiadu i trzy do kolacji. Drugiego dnia do śniadania cztery krople, do obiadu pięć, do kolacji sześć i tak dalej aż do 24 kropli na kolację. Na 25 kroplach się zatrzymujemy wypijając je 3 razy dziennie, do wyczerpania nalewki (albo cierpliwości).
Poprawia odporność, krążenie, przemianę materii, no, po prostu rewelacyjna na wszystko. :)


Przy okazji zrobiłam też trochę nalewki pomarańczowej - to ta po prawej :DD
Nalewka pomarańczowa, czyli "wisielec" ma różne przepisy - ja wybrałam pomarańczę nadziewaną 44 goździkami, powieszoną nad 300 ml spirytusu. Po miesiącu należy połączyć wyciąg z 44 łyżeczkami cukru (17 dag) rozpuszczonymi w pół szklanki wody. Odczekać 2 miesiące. Nalewka ma wspaniały aromat i świetnie smakuje, przynajmniej robiona poprze. Nie mówiąc, że to czekanie ćwiczy charakter. :)

A tymczasem ogórki już gotowe do pożarcia:


Następne ogórki (i cukinia) powędrowały do sałatki na zimę (ocet mieszany z olejem wygląda obłędnie, mieni się jakby to był Sylwester, szkoda, że zdjęcie tego nie oddaje...):



Z rozpędu jeszcze przygotowałam trochę ziół na zimę - natki z pietruszki i selera umyłam, osuszyłam i zapakowałam w folię. I do zamrażalnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz