Od pewnego czasu odchudzamy się. Dumnie to brzmi, zwłaszcza w stosunku do efektów, ale taki jest plan. W ramach tego planu jest m.in. przerzucenie się ze smażonych kotletów na gotowaną wołowinę. I przyznaję, że to akurat poszło bardzo łatwo - wołowinka okazała się bardzo sympatycznym mięskiem, zwłaszcza, że Mężczyźnie spodobało się pichcenie. Przyprawione mięso wrzuca do gara, dodaje warzywa z włoszczyznę, a na wierzch mnóstwo, mnóstwo zieleniny! Po chwili w domu zaczyna pachnieć ziołami, nacią z pietruszki i selera...
W tej wersji może już pięknie nie wygląda :))
Ale na koniec jest wyborne! A jeśli coś zostanie, to dobre nawet na zimno.
A potem można sobie posiedzieć na kanapie i odpocząć.
To tylko łokieć :)
Nałóg pod kontrolą, ale wciąż z nami (czacha dymi od myślenia jak się go pozbyć)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz