czwartek, 16 czerwca 2011

Wstrząśnięty, nie zmieszany

Dzisiaj mój Tatuś kochany przyjechał? wstąpił? skorzystał z zaproszenia?... w każdym razie trafił do szpitala. Tym razem nie nerwowo, ale na specjalne zaproszenie. Cóż, skusił się, darmowy wikt, opierunek itd.

A tak naprawdę pojechał, bo mu kazali. Na 8.30, na czczo. Koło 10-tej się odmeldował, że jest, że zrobili mu już jakieś wstępne badania, zostało jeszcze jedno i będą robić to. "To" czyli kardiowersja. Taka odmiana defibrylacji (co pokazują w różnych "ostrych dyżurach" i innych filmach - ktoś się zbliża do pacjenta z dwoma żelazkami pod prądem, krzyczy "clear!" i bach! prądem po sercu...). Różnica jest taka, że przy reanimacji walą byle najszybciej, a przy kardiowersji próbują wstrzelić się w odpowiedni moment. Nie zawsze się udaje, ale podobno jak się uda, to - jest fajnie.

Tak więc mój Tatuś został wstrząśnięty, chociaż nie zmieszany.

Oczywiście cały dzień czekałam na jakieś info jak na szpilkach, potem zaczęłam wydzwaniać i napastować tatowy telefon sms-ami. W końcu odezwał się, po 22-ej! żeby nie hałasować innym pacjentom wystukał sms. Okazało się, że dopiero wrócił z tych zabiegów, w głowie mu się trochę kręciło (może więc jednak zmieszany?), głodny, i sądząc po tonie sms-a niezbyt zachwycony.

Ale i tak cieszę się, bo cały dzień bez informacji, człek zaczyna się naprawdę denerwować. A kto by przypuszczał, że w szpitalu coś się dzieje konkretnego o tak późnej porze? Pytanie tylko czy pomogli... ale to chyba będzie wiadomo dopiero w piątek, po Holterze, po sprawdzeniu wszystkiego - może wtedy wróci do swoich psic, może będzie czuł się lepiej. :)

Jutro (a właściwie patrząc na zegarek to już dzisiaj) odwiedzę go w szpitalu. To znów Wołoska, więc może uda się posiedzieć nad stawem??

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz