czwartek, 16 czerwca 2011

Wstrząśniętego cd.

Poleciałam do Taty do szpitala. Upał, truskawki takie pachnące, dojrzałe, że w czasie marszu się ugniotły :(( Akurat trafiłam na porę karmienia, więc niewiele czasu spędziliśmy razem, ale miło było zobaczyć.

Jeszcze jak rozmawialiśmy wcześniej to chrypiał (usg serca przez przełyk... też wykombinowali! usg macicy przez pochwę jakoś bardziej pasuje), ale gdy się spotkaliśmy już był radosny jak skowronek. Może więc pomogło???

Opowiadał, że pacjent przed nim miał parę strzałów i niestety się nie udało poprawić. A jemu od pierwszego poszło. Na klacie ma wprawdzie czerwony ślad od elektrod, ale przy zmniejszeniu problemów z serduchem to drobiazg. :)

Wrócił po zabiegu do pokoju, ten pechowy pacjent się skarży:

- Niech pan popatrzy, nic nie poprawili, tylko mnie poparzyli... tu i tu, i tu...

Na to Tata:
- A mi od pierwszego strzału pomogło!

- Ale z pana szczęściarz!

- No tak. Ale ja elektryk, zaprzyjaźniony z prądem! ;)))

Podobno wszyscy w gabinecie się ucieszyli, że tak ładnie poszło - ciekawe, czy to kwestia umiejętności, czy rzeczywiście szczęścia? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz