czwartek, 2 czerwca 2011

Dzień na mieście cd. - emocje

Ach, na Siekierkach wyczailiśmy fajną parkę. Jakieś młodziaki, para, opalały się na brzegu. A właściwie opalała się dziewczyna, a chłopak... plótł wianek z kwiatów. Tacy młodzi, uroczy, normalni... widząc taką parę człowiek od razu ma uśmiech na buzi. Jakiś kwadrans później wracaliśmy tamtędy, dziewczyna w wianku na głowie - cudowni.... coś takiego z nich emanowało, bo ja wiem: świeżość, nieśmiałość, niepewność i delikatność pierwszych kroków, że aż chciałoby się napisać jakąś cieplutką nowelkę.

Naprawdę widok wart zapamiętania. :)

Potem już nie było tak miło. Zrobiła się czwarta, czyli ruch popołudniowy "kierunek-dom". Spod sąsiedniego przedszkola wyjeżdża jakiś facet z dzieckiem... wyjeżdża z ulicy podporządkowanej w lewo, ale cały nasz pas stoi. Jakaś baba (niestety naprawdę płci żeńskiej) stanęła nie zostawiając mu miejsca na wyjazd. I zaczęło się - nie słyszałam słów, ale widziałam jego skrzywione usta, nerwowe wymachy ręką, pogardliwe miny - i tak sobie pomyślałam, co ten dzieciak z tyłu z tego wyniesie? jakim to pięknym słownictwem i zachowaniem Jaś nasiąknie?...
Baba wreszcie trochę cofnęła, facet przejechał.. a my? Zostaliśmy z powidokiem jego wykrzywionej twarzy. Może wystarczyłoby gdyby dał ręką kobiecie znać, żeby cofnęła? czy ta cała gadanina była potrzebna?

Na szczęście mam też pod powiekami widok młodziaków w trawie... :))) I wodne szaleństwa Pieska.

A potem dom, piwko i pizza domowej, męskiej roboty. Ja zmywam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz