Nam akurat (cóż, zwłaszcza Mężczyźnie) rzadko się zdarza, ale od wyjazdu na działkę łazi za mną młoda kapusta. Łazi i tupie, szturcha mnie co chwila w ramię, nie mogę przestać o niej myśleć. Kupiliśmy więc kapuchę i ugotowałam, pierwszy raz ;)
Wcześniej na działce podpytałam rodzinkę o przepis, a wyglądało to tak:
Wujaszek: - Szatkujesz kapustę, dusisz i gotowe.
- Bez tłuszczu?
- Bez.
- Do tego tylko koperek, przyprawy i to wszystko? Ale to jest takie gęste.
- Bo najpierw kapustę musisz zasmażyć.
- Ale podobno bez tłuszczu...
- Nie no, trochę jest. Zasmażasz a potem dolewasz wodę.
- Wody na równo?
- Nie! Tylko trochę.
- I to tak bez mąki i bez śmietany?
- No nie, na koniec trzeba dodać zasmażkę.
- Aaa, to takie "bez tłuszczu"... ;)
- Trochę tłuszczu jest.
- I to już na pewno wszystko?
- Tak, zasmażasz kapustę, zalewasz wodą, dodajesz cytrynę, koperek, przyprawy...
- Jaką cytrynę??
I tak po pół godzinie wiedziałam już jak zrobić kapustę. :))) Zapytałam jeszcze pana googla dla świętego spokoju i do roboty. A młoda, świeża kapusta jest po prostu piękna - te zawijaski, te odcienie... cudo:
*****
Po obiedzie pytam: - jak kapustka?
Na to Mężczyzna cienkim głosikiem: - No dobra, ale... postna taka.
Uśmiałam się, biedny mięsożerca. Cóż, dzisiaj poniedziałek, dzień ważenia - mamy się odchudzać, jak nie dzisiaj to kiedy?
Oj muszę przetestować tą kapustkę koniecznie no i u mnie będą musiały być obowiązkowo jakieś kotlety dla przeciw wagi:)
OdpowiedzUsuń